Polska autorka zdjęć, Natalia Pośnik, absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi, została laureatką prestiżowej nagrody Student Film Award podczas 35. gali Environmental Media Association Awards (EMA Awards), która odbyła się 11 października 2025 roku w Los Angeles. To wyjątkowe wyróżnienie, często określane mianem „Zielonego Oscara”, przyznawane jest twórcom, którzy poprzez film zwracają uwagę na istotne kwestie społeczne i ekologiczne.
Nagrodzony film, „Nishi”, w reżyserii Golama Rabbaniego i Mohammada Zahirula Islama z Bangladeszu, ze zdjęciami Natalii Pośnik, opowiada o ludzkim losie w obliczu kryzysu społeczno-ekologicznego, ukazując subtelną relację człowieka z naturą i dramatyczne konsekwencje zmian klimatycznych. Produkcja zachwyciła międzynarodowe media zarówno wrażliwością artystyczną, jak i głębią przekazu.
„Od pierwszego dnia pracy nad Nishi wiedziałam, że robimy coś niezwykłego. Film miał w sobie ciszę i przestrzeń, jakich często brakuje w dzisiejszym kinie. Nie próbował niczego udowadniać – raczej zapraszał widza do kontemplacji”– mówi Natalia Pośnik w wywiadzie przeprowadzonym przez Jolantę Karpińską z Działu Promocji Łódzkiej Szkoły Filmowej, podkreślając wyjątkową atmosferę, jaka towarzyszyła pracy na planie.
Ważnym aspektem produkcji była także idea Green Film School Alliance, wspierająca zrównoważony rozwój w branży filmowej.
Postprodukcja filmu odbyła się w Polsce, z udziałem Natalii Pośnik oraz zespołu studentów i pracowników Szkoły Filmowej w Łodzi. Współpraca ta po raz kolejny pokazała, że polscy twórcy filmowi coraz śmielej zaznaczają swoją obecność na międzynarodowej scenie.
Sama laureatka przyznaje, że nagroda jest dla niej nie tylko zawodowym sukcesem, ale i osobistym spełnieniem: „Ta nagroda jest dla mnie potwierdzeniem, że zaufanie sobie i naturze procesu twórczego ma sens. To dowód, że nie trzeba udowadniać niczego światu – wystarczy uczciwie i z miłością robić swoje, a świat w końcu zauważy tę wiarę – dostrzeże talent. Obserwowałam sukcesy moich koleżanek i kolegów, marząc o tym, by również odnaleźć własny głos. Teraz mam poczucie, że zrobiłam to na swoich zasadach.”
Dodaje również, że doświadczenie zdobyte przy pracy nad Nishi inspiruje ją w kolejnych projektach: „Obecnie przenoszę te doświadczenia do własnego filmu Siostry Pętli, który zdobył nagrodę w konkursie TVN XR i jest w fazie post-produkcji. To projekt science-fiction, głęboko zakorzeniony w naturze, opowiadający historię przestrzenią i emocjami. Myślę, że doświadczenie z Bangladeszu dało mi odwagę, by eksplorować potęgę natury również w innych mediach.”
Cały wywiad, przeprowadzony przez Jolantę Karpińską z Działu Promocji Łódzkiej Szkoły Filmowej, jest dostępny pod adresem: https://www.filmschool.lodz.pl/news/3482,zielony-oscar-dla-filmu-ze-zdjeciami-studentki.html?fbclid=IwY2xjawNcp89leHRuA2FlbQIxMABicmlkETBnWGd5WHRsYjZROGswNFl4AR7q68gvLEYYCm-EKfvCzzM_1YXgKCXApBdjsC5_hoW9FgxcVwJo0gLUC6u8oA_aem_iAiCV4-RSk1kGvOnsGc3Yw
Zapraszamy do przeczytania wywiadu PSC z autorką zdjęć, Natalią Pośnik.
Jak wyglądała Pani droga do udziału w EMA Awards? Czy spodziewała się Pani, że Nishi zostanie zauważone na tak prestiżowym, międzynarodowym festiwalu?
Moja droga do EMA Awards była wynikiem dalekiej podróży i potrzeby rozwoju w nowym, nieznanym mi wcześniej kontekście kulturowym. Jako studentka Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi zostałam wybrana przez IAFM – International Academy of Film and Media do udziału w programie Eco Film Lab w Bangladeszu, gdzie współpracowałam z lokalnymi reżyserami nad krótkometrażowymi filmami o tematyce środowiskowej. To właśnie tam powstało Nishi – film, który narodził się z potrzeby poszukiwania prostoty, szczerości i autentycznego kontaktu z naturą.
Gdy dowiedziałam się, że Nishi zostało wyróżnione na EMA Awards – obok największych hollywoodzkich produkcji, takich jak Jurassic World Rebirth, Wicked czy The Wild Robot, poczułam mieszankę niedowierzania i ogromnej radości. Nie spodziewałam się, że nasz film zostanie zauważony na tak prestiżowym, międzynarodowym festiwalu, tym bardziej że była to pierwsza edycja z kategorią studencką.
Tworząc ten film, pragnęłam przede wszystkim rozwoju – chciałam sprawdzić swoje umiejętności w praktyce i otworzyć się na świat, który mnie otaczał. Sam wyjazd był dla mnie już ogromną nagrodą. Wdzięczność i zaufanie, jakimi mnie obdarzono, stały się potwierdzeniem, że jestem gotowa działać i tworzyć poza granicami Szkoły.
Zawsze czułam, że powstało dzieło o wyjątkowej wrażliwości, zakorzenione w duchu ekologicznej produkcji, ale nie przypuszczałam, że może ono osiągnąć tak znaczący sukces na arenie międzynarodowej. Okazało się, że stworzyliśmy film uniwersalny, wykraczający poza klasyczną narrację środowiskową. To doświadczenie otworzyło przede mną zupełnie nowe możliwości i utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto cierpliwie dążyć do realizacji swoich wartości oraz ufać własnej wrażliwości.
Jakie wartości, przekazywane przez szkołę lub mentorów, towarzyszą Pani dziś w pracy zawodowej?
W pracy zawodowej często wracam do wartości, które przekazali mi moi mentorzy z Łódzkiej Szkoły Filmowej – uważności, pokory wobec procesu i odpowiedzialności za obraz. Nauczyli mnie, że technika jest tylko narzędziem do realizacji pomysłu, a nie pomysłem samym w sobie. Prawdziwą siłą filmu pozostają empatia i wrażliwość na drugiego człowieka – i to one prowadzą mnie w każdej realizacji, niezależnie od skali projektu czy miejsca pracy.
W szkole często słyszałam: „Weź tylko to, co naprawdę jest ci potrzebne.” To proste zdanie kryje w sobie jedną z najważniejszych lekcji – by zapomnieć o nadmiarze sprzętu, myśleć podstawowymi środkami, a dopiero potem dokładać efekty. Często wracam wspomnieniami do zajęć z profesorami Wojtkiem Staroniem i Ryszardem Lenczewskim, którzy przypomnieli mi, czym jest uważność na światło i praca z jego najprostszą formą. Dzięki temu na planie Nishi potrafiłam obserwować światło i iść w zgodzie z nim, nie przeciwko niemu – być w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Podążać za rytmem miejsca i żywo reagować na zmiany. Światło w tym filmie powstało wyłącznie z kawałka czarnego materiału i małej blendy – tylko tyle mogłam zabrać z Polski, tylko tyle mogłam przekazać niewielkiej ekipie w ciągu jednego dnia zdjęciowego.
Od profesora Szymańskiego nauczyłam się umiejętności syntezy. Jego słowa – „Nie zmyl mnie tym, co mi pokazujesz w kadrze” – stały się dla mnie zasadą pracy i przypomnieniem, że każdy element w obrazie niesie znaczenie i buduje temat. Profesor Dylewska nauczyła mnie dramaturgii obrazu i analizy środków wizualnych, a profesor Dziworski – wolności w ruchu kamery, która może stać się bohaterem samym w sobie, podążającym niezależnie od rytmu postaci w przestrzeni filmowej. Te lekcje ukształtowały mój sposób myślenia o filmie – o kształtowaniu treści poprzez obraz, a nie poprzez słowo.
I wreszcie – nauczyłam się, by nie czekać. Robić jak najwięcej własnych krótkich filmów i projektów komercyjnych. Szukać okazji do rozwoju, ale też budować pewność siebie przez doświadczenie i ilość popełnionych błędów. To właśnie ta praktyka rodzi skuteczność w podejmowaniu decyzji tu i teraz, a elastyczność, którą daje, jest bezcenna – szczególnie w projektach realizowanych poza lokalnym kontekstem.
Czy tematyka natury i ekologicznej świadomości pozostanie w centrum Pani twórczości także w przyszłości?
Narracja środowiskowa na pewno pozostanie w centrum mojej twórczości, choć rozumiem ją szerzej niż tylko przez temat natury. Dla mnie to sposób myślenia o filmie – taki, w którym człowiek i natura współistnieją, wzajemnie na siebie oddziałują, a obraz staje się przestrzenią dialogu między nimi.
Czuję, że w dzisiejszych czasach, gdy tematy ekologiczne często przedstawiane są poprzez wizualną agresję, strach i katastroficzne obrazy, chcę podążać inną drogą. W NISHI pokazujemy skutki zmian w naturze przez losy młodej dziewczynki. To przez jej wewnętrzny dramat czujemy stratę, tęsknotę i nieuchronność przemian. Widz nie ogląda tragedii z zewnątrz – on ją współodczuwa. Dzięki temu historia staje się intymna, subtelna i głęboko ludzka, a przesłanie ekologiczne wynika z emocji, nie z deklaracji. Myślę, że właśnie w tym kierunku chcę iść dalej – w stronę kina, które nie moralizuje, lecz pozwala widzowi na spotkanie z personifikacją natury.
Zostaje ze mną również dbałość o środowisko, która towarzyszyła nam nie tylko w temacie filmu, lecz także w samym procesie jego tworzenia. Pracowaliśmy w duchu zrównoważonej produkcji – z minimalnym sprzętem, ograniczonym śladem węglowym i pełnym szacunkiem do miejsca, w którym powstawał film. W przyszłości chciałabym dalej rozwijać tę ideę – tworzyć kino, które nie tylko pokazuje naturę, ale nią oddycha.
Wierzę, że to powinno być naturalną postawą każdej produkcji filmowej, bo trudno mówić o zmianie, jeśli w samym procesie twórczym niszczymy jej fundament – środowisko, z którego czerpiemy inspirację.
Jakie rady dałaby Pani studentom, którzy marzą o pracy operatorskiej i chcą rozwijać się w międzynarodowym środowisku filmowym?
Praca w międzynarodowym środowisku to podróż w głąb siebie. Wyruszając w nią, powinniśmy zabrać tylko najważniejsze minimum — własne wartości, intuicję i wrażliwość. Warto pielęgnować uważność, ufać sobie i ograniczać technikę na rzecz żywej obserwacji tego, co nieznane. Być otwartym, ciekawym, podróżować poza schematem swoich przyzwyczajeń. Nie forsować rozwiązań sprzecznych z naturą i przede wszystkim wychodzić z inicjatywą — to ona najbardziej pozwala się rozwijać.
Studia nauczyły mnie, jak ważne jest również wychodzenie poza utarte schematy współpracy. Nie polegajcie wyłącznie na przetartych relacjach z reżyserami — budujcie własne portfolio, podejmujcie autorskie inicjatywy, szukajcie swojego głosu. To właśnie indywidualna wrażliwość pozwala pokazać światu prawdziwe umiejętności. Z mojego doświadczenia wynika, że odwaga w tworzeniu i niezależność potrafią otworzyć drzwi, których nie da się otworzyć samymi kontaktami — tak było w moim przypadku podczas rezydencji Eco Film Lab w Bangladeszu, gdzie zaproszenie wynikało z portfolio, a nie ze znajomości.
W pracy międzynarodowej kluczowy jest również uniwersalny język komunikacji — nie tylko z reżyserem, ale z otoczeniem generalnie. Widzieć nie zawsze znaczy rozumieć, dlatego tak ważne jest wsłuchiwanie się w mowę ciała, gesty i rytm sceny. Opowiadanie emocji obrazem, bez użycia słów, staje się wtedy podstawowym narzędziem porozumienia — szczególnie, gdy aktorzy nie mówią w naszym języku. W ten sposób język obrazu przekracza granice kulturowe i staje się zrozumiały zarówno lokalnie, jak i globalnie.
Jednocześnie warto być świadomym własnego kontekstu kulturowego – to filtr, przez który patrzymy na świat i źródło naszej wrażliwości. Dzięki niemu przestrzeń filmowa o której opowiadamy, przestaje być obojętna, staje się otwarta na dialog i autorski komentarz. To nie balast, lecz potencjał — wnosi do pracy świeżość, autentyczność i uniwersalną jakość.
Co według Pani jest dziś najważniejsze w budowaniu własnego języka filmowego?
Myślę, że najważniejsze jest nieustanne próbowanie i szukanie, a także rozwijanie się w dziedzinach pobocznych sztuce operatorskiej. Nie podążanie ślepo za modą czy trendami w obrazie, lecz świadome korzystanie ze środków, które go kształtują – wtedy, gdy służą one treści. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu powinna być właśnie treść, a dopiero później technika. Kluczowe jest rozumienie świata, który się fotografuje, próba jego zapisu w sposób uczciwy i osobisty.
W moich poszukiwaniach własnego języka ogromnie pomogły mi wcześniejsze studia architektury. Dużo wtedy czytałam o przestrzeni – później zaczęłam ją dostrzegać i odczytywać w kadrze. Nie tylko w wymiarze formalnym, jako obiekt architektury, ale też w tym, ile tej przestrzeni zostawiam, co ona mówi i jak wpływa na emocje. Podobnie jest ze zdjęciami Nishi — to przestrzeń nas prowadzi, a my jedynie peryferyjnie ją podglądamy, nadając jej swój ciężar.
Pamiętam, jak czytałam Rasmussena o tym, że Schody Hiszpańskie mają własną melodię, a długie korytarze potrafią spowolnić decyzję. Albo Pallassmę, który pisał, że klamka jest jak pierwszy dotyk domu. Dziś, gdy myślę o filmie, zastanawiam się, jak rozpocząć opowieść jednym kadrem, który już bez słów wprowadza w ton, treść czy emocję całości.
W środowisku, gdzie każdy ma swój styl, najważniejsze jest nie kopiować innych. Można mieć autorytety, inspirować się nimi, ale nie warto gonić za cudzym sukcesem. Kiedyś usłyszałam zdanie: „Szkoda, że Dymkowi tak się powodzi, bo będzie nam zabierać pracę.” – to było dla mnie bolesne, bo wierzę, że cudzy sukces niczego nikomu nie odbiera. Wręcz przeciwnie – każdy, kto idzie własną ścieżką, poszerza przestrzeń dla innych.
Dlatego oprócz technicznych aspektów języka filmowego, dla mnie najważniejszy jest wewnętrzny spokój – brak rywalizacji, uważność i szczerość wobec siebie. To właśnie z tego miejsca rodzi się prawdziwy język filmowy.
Serdecznie gratulujemy Natalii, twórcom oraz całej ekipie filmu „Nishi” tego wyjątkowego, międzynarodowego sukcesu!

