12 kwietnia 2013 roku w stołecznej Villi Foksal po raz pierwszy w historii wręczono Nagrody Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych. Swoją obecnością uroczystość zaszczyciło wiele wspaniałych osobowości ze świata filmu oraz mediów, m.in: Marek Koterski, Robert Więckiewicz, Krystyna Zachwatowicz, Filip Bajon, Krystyna Janda, Jacek Petrycki, Robert Gonera czy też Sonia Bohosiewicz. Gościem honorowym gali wręczenia Nagród PSC 2013 był Andrzej Wajda – znakomity polski reżyser, laureat honorowego Oscara za całokształt twórczości. Mistrz we wzruszającym przemówieniu przypomniał o niezwykle istotnej roli autorów zdjęć w historii polskiej kinematografii oraz w procesie tworzenia filmu. Prezentujemy tekst Jego przemówienia.
„Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy!
Jako najstarszy z was wszystkich pamiętam dość dobrze narodziny Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Należy pamiętać, że miały one wielu ojców. To byli fantastyczni pedagodzy. W najrozmaitszych dziedzinach. To, co było podstawą Łódzkiej Szkoły Filmowej, co wyróżniało ją na tle innych uczelni, to obecność w jednej szkole reżyserów i operatorów. Jako artyści uczyliśmy się w szkole artystycznej. Połączenie reżyserów z operatorami stworzyło coś, co trudno jest przecenić. Rozpoczynając film, te dwie osoby były już razem sprzęgnięte. Potem jeszcze dołączał producent. Ta właśnie trójka walczyła o swój film. Polscy operatorzy to była fantastyczna plejada. Nasza przyjaźń od szkoły od razu inaczej ustawiała sytuację, dlatego że my wspólnie robiliśmy dany film. Operator nie był “hydraulikiem”, jak w wielu filmach produkcji zachodniej, tylko był jednym z twórców.
Powiem więcej – polskie kino w ogóle uratowali operatorzy. Z bardzo prostej przyczyny. Kto był naszym głównym wrogiem? Cenzura. Nie można było niczego powiedzieć słowami, ponieważ cenzura zwraca uwagę przede wszystkim na słowa. W słowach zawarta jest ideologia. To dotyczyło wszystkiego, również tej ideologii, która wtedy była obowiązująca. O wiele trudniej było ścigać cenzurze obrazy. Dam przykład z naszego filmu „Kanał”. Pamiętam Jurka Wójcika zanurzonego w strasznym błocie, jak płynie z kamerą. Jurku, pamiętasz, jak zrobiliśmy scenę, w której u wylotu kanału stoi krata? Nasz bohater nic nie widzi, wyziewy kanałowe odebrały mu możliwość patrzenia. Słyszy tylko, co opowiada mu Stokrotka, dziewczyna, która go prowadzi. A opowiada, że tam po drugiej stronie jest zielona łąka i świeci słońce. Oczywiście, film jest czarno-biały. Ale widz, który przyszedł wtedy do kina, widział, że po drugiej stronie kraty płynie coś szarego, a dalej to już w ogóle mało co widać. Ale wszyscy w kinie wiedzieli, że to jest Wisła, bo wszystkie kanały prowadziły do Wisły, a po drugiej stronie Wisły stał Józef Stalin ze swoją armią i czekał, aż skończy się powstanie. Aż ci wszyscy, którzy weszli do kanałów, nigdy z nich nie wyjdą. I to właśnie zdjęcie pozwoliło na coś, co było najbardziej niedozwolone – przekroczenie cenzury.
Więcej – z tego powodu, że nasze filmy, dzięki wybitnym talentom naszych przyjaciół-operatorów, były filmami obrazowymi, mogły przyjąć się za granicą. Te filmy, które są mówione, muszą być mówione w jednym języku – angielskim. A my robiliśmy filmy po polsku, ale to nie miało żadnego znaczenia dla zagranicznego widza, bo on oglądał obrazy. I widział, że my tymi obrazami coś chcemy strasznie powiedzieć. A co chcieliśmy powiedzieć? Kim byliśmy – operatorzy, reżyserzy, aktorzy? My byliśmy głosem naszych zmarłych. I ten głos z większą siłą wynikał z obrazów, niż z dialogów, które z konieczności były zredukowane.
Ze szkoły wynosiliśmy różne tajemnice. Jerzy Mierzejewski, który uczył nas rysunku, mówił do nas tak – żeby coś mogło być jakieś, to drugie musi być inne. I my wiedzieliśmy wszystko. Takie pobieraliśmy nauki. I te wszystkie wynalazki, te wszystkie pomysły, to wszystko powstawało z przyjaźni reżyserów i operatorów wyniesionych ze szkoły. Pamiętam, że kiedy zrobiliśmy „Popiół i diament”, obejrzeliśmy go w gronie aktorów i twórców. Zapytałem Adama Pawlikowskiego, który był naszym guru: „Adam, powiedz – co myśmy zrobili za film?”. Na co Adam odpowiedział: „Słuchaj, ja nie wiem, jaki to jest film, czy on jest dobry, czy zły, ale ci powiem, że w Polsce aktorzy w żadnym filmie dotychczas nie grali tak szybko”. A ja odpowiedziałem: „W porządku. Tylko o to chodziło”. Dlaczego? Dlatego, że nie oglądaliśmy radzieckich filmów niechętnie ze względu na ideologię. One po prostu były jakieś wiejskie, one były jakieś powolne. A nasze serce biło zgodnie z sercem tych, do których należeliśmy. A należeliśmy do Europy. Moje serce biło i bije w rym tego życia, które się dawno zbudziło w Europie. I myślę, że serce polskiego kina od samego początku biło tak samo. A przecież rytm obrazów, ich siła oraz wyrazistość – to jest dzieło naszych kolegów-operatorów. I myślę, że to kino powstało z naszej wspólnej pracy. Nigdy nie mieliśmy wątpliwości, kto robi ten film – razem go robimy.
Bycie operatorem to bardzo trudna praca. To jest połączenie wielu umiejętności – artysty, rzemieślnika, człowieka czynu. Te zdolności nie zawsze się spotykają razem. Ale jak się spotykają, to muszę powiedzieć, że wtedy reżyser stoi prawdziwie na dwóch nogach. To, że postanowiliście zauważyć operatorów w tej trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się polskie kino, to piękna chwila. Myślę, że ta nagroda będzie wspaniałym początkiem, a także wyróżnieniem dla tych, którzy będą o tę nagrodę się ubiegać. Życzę wam powodzenia!”.